„Nie ma kościoła. w którym by nie było ołtarza ku Jej czci: nie ma kraju ni regionu, w którym nie istniałyby jakieś Jej cudowne wizerunki, zjednujące wszelkie łaski i leczące wszelkie zło”
(„Prawdziwe oddanie Maryi” św. Ludwik Maria de Monfort)
W poszukiwaniu Bożej miłości
Jedna z chrześcijańskich legend opowiada o pewnym mnichu, który miał zwyczaj mówić „Zdrowaś Maryjo” za każdym razem, kiedy nabierał tchu. Jego życie cechowała wielka pobożność i kult do Matki Boskiej, której polecał się we wszystkich sprawach. Pewnego razu zakonnik musiał wyjechać, by omówić z pewnym możnowładcą sprawy klasztoru, a nie wiedział, że śledziło go dwóch zbójców. Brat miał zabrać ze sobą dość sporą sumę pieniędzy, a zbójcy, wiedząc o tym, postanowili zastawić na niego pułapkę. Czuwali więc przez całą noc w pobliżu klasztoru i kiedy zaczęło świtać, zobaczyli, jak nadjeżdża z daleka na koniu. Przyjrzawszy mu się dokładnie, popadli w osłupienie, gdyż zobaczyli, że obok mnicha jest jakaś piękna pani, która podsuwała mu pod brodę białą chustę, by pochwycić jakąś rzecz wydobywającą się z jego ust. Były to róże, które szlachetna dama zbierała w płócienną chustę. Zdawało się jednak, że zakonnik nie widzi, co się z nim dzieje. Niewiastą, którą widzieli zbójcy, była sama Matka Boża, a różami były Zdrowaśki odmawiane przez braciszka w drodze. Złoczyńcy, widząc cud, jakby wrośli w ziemię i zaczęli żałować, że powzięli haniebny plan zabicia i obrabowania uczciwego mnicha. Kiedy braciszek znalazł się już przy nich, z jego skupionej twarzy zrozumieli, że nie widzi, co się z nim dzieje, a to przeraziło ich jeszcze bardziej. Rzucili się mu więc do stóp i błagali, by wybaczył im zamiar zabójstwa. Zapytali go potem, co się stałą z tą damą, która razem z nim jechała, lecz on odpowiedział, że nikogo nie widział, a zbójcy, przekonawszy się, że byli świadkami nadzwyczajnego zjawiska, nawrócili się.
Ta stara legenda w piękny sposób ilustruje moc modlitwy różańcowej, którą Kochłowiczanie odmawiali każdego dnia podczas parafialnej pielgrzymki do Chorwacji i Medżugorja. Z różańcem na ustach opuszczaliśmy sanktuarium w Marija Bistrica. Z nim też pokonywaliśmy setki kilometrów, aby dotrzeć do Medżugorja, żeby na nowo polecać się wstawiennictwu Królowej Pokoju właśnie przez modlitwę różańcową, która poprzedzała każdą wieczorną mszę międzynarodową. Nasze pielgrzymowanie rozpoczęliśmy w duchowym sercu Chorwacji – w sanktuarium Matki Bożej w Marija Bistrica. Przez modlitwę różańcową utworzyliśmy taką swoistą nić komunikacji z Matką Boga, razem z którą wybraliśmy się w niezapomnianą podróż, której celem było lepsze poznanie Bożej miłości i rozkochanie się w Jezusie Chrystusie. Piękno chorwackich plaż, roślinności śródziemnomorskiej i Plitwickich Jezior, czas wypoczynku nad Adriatykiem, osoba kapłana prowadzącego i jego rozważania, spotkania z Matką w Marija Bistrica i Medżugorju, czas adoracji, modlitw i Eucharystii, drugi człowiek, który stał się towarzyszem tej samej pielgrzymki, to wszystko zadane nam było przez Boga za darmo, bo przecież nie sposób tego przeliczyć na pieniądze, tylko po to, żeby każdy z nas mógł na nowo spojrzeć Chrystusowi w oczy, aby się w nich odnaleźć i aby głębiej doświadczyć Jego miłości, która jest jedyną rzeczą, jaką na tym świecie możemy dostać gratis.
Chorwacka Częstochowa
Sanktuarium w Marija Bistrica położone jest około 30 km na północ od stolicy państwa, Zagrzebia. Dla Chorwatów jest ono tym, czym Jasna Góra dla narodu polskiego. W tym miejscu od zawsze broniło się wolności, godności człowieka i jego praw. Każdego roku około pół miliona pielgrzymów nawiedza to sanktuarium, wierząc, że Czarna Madonna wstawi się za nimi i wyprosi u Boga potrzebne łaski.
Początki kultu Bistrickiej Madonny sięgają XV wieku, kiedy to Cudowna Figura odbierała cześć w małej, niepozornej, drewnianej kapliczce na wzgórzu. Później przeniesiono ją do kościoła parafialnego w miasteczku, gdzie została umieszczona w głównym ołtarzu. Na początku XIX wieku kościół został przebudowany: wzniesiono nowe kaplice, podwyższono dzwonnicę i wybudowano na zewnątrz wąski budynek z arkadami. Dziś pod tymi arkadami można znaleźć tablice wotywne z podziękowaniami za otrzymane łaski. Widok tych tablic robi piorunujące wrażenie. Od góry do dołu, przez dobre kilka metrów, ciągnie się pasmo podziękowań. Tutaj na nowo potwierdzają się słowa Chrystusa, że kto prosi będzie wysłuchany, a temu co kołacze, otworzą (Łk11, 1-3).
Jednak niedługo po zakończeniu remontu wnętrze kościoła strawił pożar. W cudowny sposób uratował się jedynie ołtarz główny, w którym znajdowała Czarna Madonna.
W roku 1923 papież Pius XI nadał nowej świątyni tytuł bazyliki mniejszej za wielki wkład, jaki odegrała w głoszeniu wiary na chorwackiej ziemi zamieszkałej przez katolików, prawosławnych i muzułmanów. Natomiast w roku 1935 Stolica Apostolska zezwoliła na koronację Cudownej Figury.
Do sanktuarium w Marija Bistrica naród chorwacki, podobnie jak naród polski na Jasną Górę, pielgrzymował od wieków. Dla tego narodu tutaj zawsze biło i bije po dzień dzisiejszy serce Matki. W czasie II wojny światowej pielgrzymowanie do Czarnej Madonny było aktem wielkiej odwagi. Po wojnie zaś, gdy byłą Jugosławią zarządzały komunistyczne władze, obowiązywał całkowity zakaz organizowania pielgrzymek. Złamanie go groziło poważnymi konsekwencjami: więzieniem i prześladowaniami. Jednak rzesze wiernych nigdy nie poddały się komunistycznym zakazom. W roku 1971, na Międzynarodowym Kongresie Maryjnym, Marija Bistrica, została uznana za narodowe sanktuarium wszystkich Chorwatów.
Na przełomie wieków naród chorwacki, podobnie jak i nasz, niejednokrotnie zmuszony był stanąć do walki o swoją wolność. W wieku X i XI Chorwacja była autonomicznym księstwem i królestwem, które później znalazło się pod panowaniem Węgier i cesarstwa Habsburgów. W roku 1918 proklamowano Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, które w 1929 roku przyjęło nazwę Królestwa Jugosławii. Choć pomysł zjednoczenia Słowian bałkańskich narodził się w Chorwacji, Królestwo Jugosławii pozostawało zdominowane przez Serbów. Ich terror doprowadził do powstania ruchu ustaszów, który po rozbiciu Jugosławii na początku II wojny światowej powołał Niezależne Państwo Chorwackie pod protektoratem Niemiec. Jednak walka wyzwoleńcza nie przyniosła Chorwatom wymarzonej niepodległości, gdyż komunistyczna władza, na czele której stanął wódz narodu – Józef Broz-Tito, doprowadziła do powstania komunistycznej Jugosławii, w skład której wszedł również i naród chorwacki. W roku 1991 Słowenia i Chorwacja proklamowały swoją niepodległość, co stało się przyczyną na długo niezapomnianego koszmaru: wybuchu wojny domowej.
Jan Paweł II często apelował o pokój na Bałkanach, o zaprzestanie bratobójczych walk i zatrzymanie terroru, na czele którego stanęli Serbowie. W roku 1998 papież przybył do sanktuarium w Marija Bistrica, gdzie modlił się o pokój na Bałkanach i gdzie dokonał beatyfikacji Alojzego Stepinaca. Przy okazji swojej pielgrzymki wiele razy powtarzał: „Nigdy więcej wojny! Niech porozumienie, wzajemne poszanowanie, przebaczenie i pojednanie zajmą miejsce przemocy i zniszczenia!”
Naród chorwacki od zawsze wielką nadzieję pokładał w swojej Matce. Tak było w momencie najazdu Turków, tak też było za czasów władzy komunistycznej i wojny domowej. Rodowici Chorwaci, głęboko wierzący ludzie, wiedzieli, że „z Chrystusem nawet w czasie wojny panuje pokój; bez Chrystusa nawet w czasie pokoju jest wojna” i że „z Chrystusem nieszczęście staje się słodkie; bez Chrystusa nawet szczęście jest gorzkie”, jak to powiedział pewien mądry człowiek.
Cudowna Figura
Madonna Bistricka jest późnogotycką figurą z drewna. Po dzień dzisiejszy umieszczona jest w głównym ołtarzu na zdobionym piedestale, który parafia otrzymała w darze od papieża Leona XIII. Korony, które zdobią głowę Madonny i Dzieciątka Jezus, zostały wykonane z insygniów władzy chorwackich królów. Do dnia dzisiejszego nie znamy imienia artysty, który w ludowy sposób wyrzeźbił statuę Matki Bożej. Dziś łaskami słynąca figura ubierana jest w długie, bogato zdobione szaty, a na szyi Madonny i małego Jezusa często zawiesza się korale. Maryja trzyma Dziecię Jezus na lewym ramieniu, podtrzymując Go prawą dłonią. Ręce Jezusa złożone są jakby w akcie modlitwy. Na twarzy Madonny rysuje się delikatny uśmiech, mimo iż na pierwszy rzut oka zdaje się być zadumana. Z wysokości ołtarza Maryja spogląda na pielgrzymów z wielkim wyrozumieniem i wielką miłością.
Jednak historia pokazuje, że dzieje Cudownego Wizerunku niejednokrotnie były burzliwe. Od samego początku Cudowna Figura była narażona na ataki ze strony innowierców próbujących podbić chorwackie ziemie. W XVI wieku proboszcz ukrył statuę w parafialnym kościele, nie mówiąc nikomu o miejscu jej przechowywania. Niestety w niedługim czasie zmarł i nikt nie wiedział, gdzie została ukryta figura Madonny. Wierni na próżno przez 43 lata szukali swego bezcennego skarbu. Jednak pewnego dnia, podczas nabożeństwa wieczornego, zauważono, ze spod chóru wydobywa się niezwykle światło. Od razu postanowiono przeszukać to miejsce, w którym – ku zdziwieniu wszystkich – znajdowała się Cudowna Figura. Historia lubi się jednak powtarzać. Tym razem podobna rzecz wydarzyła się w połowie XVII wieku, kiedy to miasto ponownie broniło się przed wrogami i Cudowny Wizerunek został ukryty w murach kościoła. Tym razem na 34 lata zapomniano o miejscu jego przechowywania. Podobnie jak za pierwszym razem, tak i teraz, niezwykłe światło zaprowadziło wiernych do Cudownej Figury.
Niezłomny kapłan
Dziś o Alojzym Stepinacu mówi się, że był takim drugim Wyszyńskim, który nie bał się prawdy. Swoje święcenia przyjął w 1930 roku, a cztery lata później został najmłodszym biskupem świata, sprawując posługę w Zagrzebiu, gdzie wydawał prasę katolicką, przewodniczył konferencjom episkopatu i prowadził dalece posuniętą pomoc charytatywną. Po klęsce Jugosławii arcybiskup poparł powstanie Niezależnego Państwa Chorwackiego utworzonego przez ruch ustaszów, co było przysłowiową kością niezgody, gdyż ruch ten ponosił odpowiedzialność za mordy popełnione na wielu żyjących na tamtych terenach Serbach, Żydach i Cyganach. Jednak wśród tych wielu głosów krytyki pod adresem arcybiskupa Stepinaca zapomniano, że zawsze potępiał on mordy dokonane przez ustaszów. Nigdy nie popierał ich metod w odzyskiwaniu niepodległości narodu chorwackiego. Kiedy do władzy doszli komuniści, Stepinac nie zawahał się i często krytykował powszechną ateizację. To on, nie patrząc na zakazy komunistów, organizował pielgrzymki do sanktuarium w Marija Bistrica. W roku 1946 nie zgodził się na utworzenie chorwackiego Kościoła narodowego niezależnego od Watykanu. Głośno potępiał zbrodnie władzy komunistycznej, która jak najszybciej chciała mu zamknąć usta. W tym celu pojawiły się najpierw w prasie artykuły oczerniające biskupa, później został obrzucony kamieniami przez bojówkarzy. Wreszcie w pałacu biskupim znaleziono w czasie rewizji podrzucone teksty przemówień wodza ustaszów i flagi Niezależnego Państwa Chorwackiego, któremu powstaniu sprzeciwiali się zawsze komuniści. We wrześniu 1946 roku Stepinac został aresztowany i oskarżony o popieranie zbrodni ustaszów oraz o udział w spisku przeciwko komunistycznym władzom. W pokazowym procesie skazano go na 16 lat ciężkich robót. Jednak pod wpływem opinii publicznej i wiernych, którzy bronili arcybiskupa, Stepinac wyszedł z więzienia w 1950 roku. Ostatecznie nie był on ciągle wolnym człowiekiem, gdyż przetrzymywano go w areszcie domowym. W tym całym ucisku pojawiło się jednak światło i mimo tego, że Stepinac nie mógł publicznie sprawować posługi kapłańskiej, papież mianował go kardynałem. Nawet w domu znaleźli się tacy, którym zależało na zgładzeniu duchownego. W roku 1953 Stepinac cudem uniknął śmierci, gdyż ktoś usiłował go otruć. Od tego czasu stan jego zdrowie znacznie się pogarszał. Zmarł 10 lutego 1960 roku. 32 lata później parlament chorwacki oficjalnie unieważnił wyrok ciążący na Stepinacu, potwierdzając tym samym, że nie miał on nic wspólnego ze zbrodniami ruchu ustaszów.